W latach sześćdziesiątych Niemen śpiewał, że dziwny jest ten świat. Ja podśpiewuję to samo, kiedy stoję w sklepie przed stoiskiem z prasą. Kultura masowa funduje nam codziennie wielką dawkę sprzeczności, którą karmimy się w ślepym przekonaniu, że od przepychu głowa nie boli. Boli i to bardzo! Największe pranie mózgu robią oczywiście kobiece magazyny (wygrywają nawet z “Faktem”), dowodem niech będą niektóre chwytliwe nagłówki. Na jednej okładce (!) znaleźć można takie slogany jak: “Trudna sztuka samoakceptacji”, “Jak schudnąć 7 kilko w 7 dni”, “10 najlepszych przepisów na czekoladowe ciasta”, “30 ćwiczeń na płaski brzuch”. Jakby komuś było mało, to wszystko podane ze zdjęciem bardzo ładnej pani, której idealne ciało jest wynikiem kilkugodzinnej pracy z photoshopem. Czy wy też macie ochotę rozpalić czasem przed kioskiem wielkie ognisko i wrzucić tam ten cały chłam? Powinniście, bo nie ma nic bardziej odrealnionego, niż kanony piękna, jakie dostarcza nam XXI wiek.
Ogarnia mnie wielki smutek, kiedy widzę bliskie mi osoby, których kompleksy pozbawiają chęci do spełniania marzeń - zarówno tych wielkich, jak i tych najmniejszych. Najgorsze jest, że według mnie, te ich kompleksy, nawet nie zasługują na takie określenie. To, jak widzimy sami siebie, będzie jednak zawsze na pierwszym miejscu, nieprawdaż? Może masz krzywe nogi? Naprawdę, masz zamiar całe życie przeklinać swoje kończyny z nadzieją, że któregoś dnia obudzisz się z idealnie prostymi? A może masz duży nos? Do końca swoich dni będziesz próbował sobie wyobrazić, jak bardzo atrakcyjny byłbyś z innym?
Zacznijmy od smutnego faktu: posiadasz cechy w swoim wyglądzie, które ci się nie podobają, ale równocześnie są to cechy, które nie podlegają możliwości poprawki. Zastanów się, jaki sens ma biczowanie się za to, że taki się urodziłeś? Czy chcesz, żeby twoje życie było wielką krucjatą? Co ci to da? Hmm… jeszcze więcej powodów do narzekań? Bo przecież życie nie jest dość porąbane, korki w godzinach szczytu nie są za duże, pieniędzy zawsze będzie dosyć, a nad naszymi głowami zawsze świeci słońce! Lepiej poprzejmujmy się swoim wyglądem, szczególnie tym, czego nigdy nie zmienimy bez interwencji chirurgicznej.
Ok, teraz czas na tę krzepiącą część. Wokół nas jest stosunkowo mało osób naprawdę pewnych siebie (niektórzy tylko sprawiają takie pozory), lecz od tych, które w życiu spotkałam, nauczyłam się czegoś bardzo ważnego. Akceptując swoje wady, dajemy innym zrozumiały przekaz, że nie są one przyczyną naszych nieszczęść, że to tylko drobne niedociągnięcia na które nie warto zwracać uwagi. Wiecie co się wtedy dzieje? Ludzie przestają te wady zauważać. Tak po prostu. Można by stwierdzić, że one wręcz znikają w ich oczach. Trzeba jednak pamiętać, że działa to w dwie strony. Nie ma co opowiadać na prawo i lewo o tym, co byśmy w sobie zmienili. Zaczniesz mówić, a nagle inni zaczną widzieć to co ty, a przecież chodzi o osiągnięcie odwrotnego efektu.
Mówiłam już o cechach, na które nie sposób coś poradzić, czas na coś budzącego dużo większe emocje. Od lat nic tak nas nie dręczy, jak rozmiar własnego ciała. Wiecznie musimy ważyć mniej, jeść mniej, ćwiczyć więcej. Chcemy się podobać sobie i innym, co jest absolutnie naturalnym zjawiskiem biologicznym, które XXI wiek zamienił w konsumpcjonistyczny wyścig.
Krótka lekcja dla zaciekawionych. Większość stereotypów, to odpowiedź na nasze pierwotne potrzeby. Mężczyźni zwracają większą uwagę na wygląd, bo podświadomie szukają partnerki młodej i zdrowej, która będzie w stanie wydać na świat równie zdrowe potomstwo. Kobiety patrzą bardziej na status ekonomiczny i/lub tężyznę fizyczną potencjalnego partnera, bo chcą mieć pewność, że będzie on w stanie ochronić i wykarmić ją i dzieci. Szybko można się zorientować, że to właśnie na tych pierwotnych instynktach zbudowany jest świat. Problem tkwi w umiarze, którego tutaj brak. Fakt, że mężczyźni zwracają uwagę na urodę, nie oznacza, że w grę wchodzi tylko piękność w rozmiarze 34. To, że kobiety szukają ochrony, nie oznacza, że musisz być szerszy niż wyższy. Liczy się zdrowy wygląd, witalność, brak chorób.*
Przesłanie jest proste, zamiast myśleć o wadze, zacznij myśleć o swoim zdrowiu. Ćwicz, żeby wyzwolić endorfiny. Jedz lepiej, żeby mieć zdrowszą skórę, zęby, wzrok. Dbaj o siebie, ale nie popadaj w paranoję. Nie pozwól, żeby ślepe dążenie do ideału zdominowało twoje życie. Poziom tkanki mięśniowej, wskaźnik BMI, obwód w biodrach - to nie są miary ludzkiego szczęścia. Spadek wagi i silniejsze ciało powinny być tylko skutkiem ubocznym większego porządku w głowie. To nie to, jak wyglądamy czyni nas atrakcyjnymi, czy interesującymi. Musimy ulepszać samych siebie przez tworzenie wartościowych relacji, łapanie dystansu do życia. Poprawki na ciele nie zasypią dziur w głowie, za to zadbany umysł zaowocuje zdrowszym ciałem. Czym więcej osiągniemy zmieniając swoje wnętrze, tym bardziej widoczne będzie to na zewnątrz.
Komentarze
Prześlij komentarz